wtorek, 8 marca 2016

Graffiti wandalizm czy sztuka?

Słowo „graffiti” przez lata było kojarzone jedynie z subkulturami. Dziś zyskuje one miano sztuki. Przez lata było powodem do rozpoczęcia debat na temat problemów społecznych i moralnych. W czasach okupacji pozwalało wyrazić sprzeciw. Naścienne malowidła dodawały otuchy Polakom. Obecnie w wielu miastach niczym grzyby po deszczu wyrastają wielkoobszarowe i wielobarwne murale. Wpasowały się one w infrastrukturę i mentalność mieszkańców. Często, trudno wyobrazić sobie pewne miejsca bez tych dzieł. Pomimo to pojawiła się duża grupa przeciwników graffiti, którzy starają się za wszelką cenę nie pozwolić na realizację kolejnych projektów. Najważniejsze w tym sporze jest racjonalizm. Problemem stała się jednak popularność graffiti. Coraz większe masy ludzi, często bez jakichkolwiek zdolności plastycznych i manualnych chwytają za puszkę z farbą. Pstrokate, wulgarne podpisy nazywane „tagami” niszczą budynki i opinie o prawdziwych artystach-graficiarzach. Z tego powodu powstała duża rzesza przeciwników, ulicznej sztuki, którzy za wszelką cenę starają się zatrzymać kolejne projekty. Jednak najważniejszy we wszystkim jest racjonalizm i umiar. Trzeba podchodzić do wszelkich działań z rozwagą. Zbyt duża liczba murali niszczy wygląd miasta i przestrzeni należących do wszystkich obywateli.
Kolejnym ciekawym zjawiskiem jest przenoszenie tego rodzaju sztuki z ulicy do galerii, w których tworzone są całe wystawy. Dzieła grafficiarzy potrafią osiągnąć wygórowane ceny detaliczne, które są w stanie zapłacić bogaci kolekcjonerzy. Problemem stały się jednak prawa do dzieł. Czy właścicielem jest artysta? Czy właścicielem jest osoba, do której należało płótno? W tym przypadku mowa dotyczy, ścian i tynków na niej. Artyści uliczny sprzeciwiają się komercjalizacji i sprzedaży. Pragną, aby ich twórczość mogła być oglądana przez tysiące przechodniów, a nie tylko odwiedzających muzea.